Thursday 29 November 2012

O Swietym co przybyl 3 razy

Swiety przybyl. Raz lodka, raz koniem, raz helikopterem. Pociecha zaczyna sie glosno zastanawiac ile razy jeszcze bedzie przybywal zanim dojdzie do naszego domu. Ja zmieniam sie w mokra plame na podlodze kiedy widze ja z oczetami jak 5 zlotych i otwarta buzke wpatrujaca sie z niedowierzaniem i zachwytem jazdemu nowoprzybywajacemu swietemu. Pociech tak emocjonalny nie jest. Podczas gdy Swiety opowiada jak to naplywaja masy listow, Pociech za jego plecami hakuje mu komputer, zaglada pod szate oraz domaga sie uwagi ciagnac za brode. Koszmar kazdego Mikolaja. 

Skoro wiec juz Swiety przybyl ta lodzia (!) z Hiszpanii (!) ze swoim pomocnikiem niesfornym Czarnym Piotrem (!!) i przemierza kraj wzdluz i wszerz, czas poustawiac buty z marchewka dla konia (kraj wzdluz i wszerz Swiety przemierza na bialym koniu...) oraz rysunkiem dla Swietego, a moze rano beda wypelnione ciasteczkami-literkami (Nic Nac), czekoladowymi Piotrami i marcepanowymi marchewkami.
Mikolajki po belgijsku.




***

"Aneeeeta, co robisz?" rzekla Pociecha wchodzac do lazienki. 
Rownie dobrze mogl mnie trzepnac prad z trzymanej w reku suszarki. 

***

"Boek! Boek!" biega za mna Pociech z tomami w reku. O przerazajacych dinozaurach, od ktorych Pociech cofa sie kilka krokow, kiedy otwieram pierwsza strone (ale wola "jeszcze, jeszcze! jak tylko ja zamkne). O Myszce, ktora tak jak Pociech wszedzie nosi swoja Pande. O zwierzatkach, o koparkach, o strazakach. O Bumbie! Na kanapie, na podlodze, na lozku, pod stolem, przy stole, przy przewijaniu, przy jedzeniu. Pociech czyta namietnie dzien i noc. 17 miesiecy zagorzalego mola ksiazkowego, ktory zaglada nawet do mojego Pratchetta (przeciez tam nie ma obrazkow!). I niech ktos mi powie, ze milosci do ksiazek nie da sie zaszczepic.



Friday 2 November 2012

Karuzela

Czuje sie jak chomik na kolowrotku. Otwarte drzwi u Aminskiego pozostaja otwarte w dni robocze, swiateczne i weekend. W pracy rewolucja, bo odpala nowy program i cala firma zaciska kciuki, zeby nam sie system nie spalil. Jak sie spali, to przynajmniej dotknie mnie techniczne bezrobocie i moze sie w koncu wyspie.

W miedzyczasie Pociecha, oszczedzajac ojcu tour Czekolandia o poranku, spedza wakacje straszac sasiadow u dziadkow w wiedzminowym przebraniu. W krotkich chwilach w domu przydreptuje o 4ej na ranem wciskajac zimne stopy miedzy rodzicow i tlumaczac "duchy nie istnieja, ale przespie sie tutaj".

Pociech korzysta z cennych chwil bycia jedynakiem i owija mnie wokol malego paluszka u stopy. Jak juz mnie zupelnie rozmiekczy to pojdzie i cos zbroi po czym zaprezentuje dumnie i z usmiechem pozwalajacym na policzenie uzebienia.

7 dni i dlugi weekend. I wspolne sniadania i spacery (w deszczu) i Mikolaj przybywajacy lodka z Hiszpanii.



Sunday 30 September 2012

Pid szatrom je dobre spaty...

Nie bede kontynuowac szkolnych horrorow. Po 3 tygodniach telefonow, maili i listow do szkoly udalo mi sie    spotkac z wychowawczynia. Wychowawczyni byla niezmiernie zdumiona naszym niezadowoleniem. Bo inni rodzice nie narzekaja (gdybym dostala 5 centow za kazdym razem jak slysze w tym kraju "inni przeciez nie narzekaja" - ale o tym innym razem.) Koniec koncow uzgodnilismy, ze komunikacja odbywac sie bedzie mailowo przeze mnie, a nie trudnego w obsludze Aminskiego. Uzgodnilismy tez, ze nie beda wysylac mi dziecka do domu ze zdartymi do kregoslupa plecami i komentarzem "dzis nic specjalnego". Grono nauczycielskie pograzylo sie w zadumie nad moja sugestia, ze zebranie podstawowych informacji o nowo przyjetych dzieciach na tydzien przed, a nie tydzien po rozpoczeciu roku szkolnego ulatwiloby im organizacje pracy. Serio? Naprawde? Serio? Nikt na to wczesniej nie wpadl?
Koniec. Na razie.

W miedzyczasie, jako ze grono nauczycielskie poszlo na zasluzone wolne po 3 tygodniach ciezkiej pracy, zabralismy Pociechy pod namioty. Troche zesmy oszukiwali, bo namioty byly wyposazone w boskie lozka, tv, a na dodatek staly obok porzadnych mobilnych lazienek i niezle wyposazonej kuchni. I basenu. Ale byly namiotami. Namiotami w srodku sztormu. Lalo, wialo, huczalo, w nocy przymarzala kazda czesc ciala wystajaca spod pierzyny. Dzieciaki kwiczaly z radosci. Wyleczyly, kaszle i nosy. Siedzac na sciezce i gotujac pol dnia zupe z kamieni. Wywalilam wszystkie leki i wprowadzilam do codziennej rutyny zabawy, od ktorych mojej babci wlosy stanely by deba. Bede informowac o skutkach.
Ku mojemu zdziwieniu dzieciaki nie potopily sie w basenie. Jak sie okazalo kamienne zupy i woskowe ciasteczka byly wystarczajaco zajmujace.


Friday 14 September 2012

Szkolne horrory cz.1

Formularz z ochronki poszkolnej obejmuje jezyk rodzinny matki i ojca, kraj urodzenia, obywatelstwo, kraj urodzenia babki ze strony matki, pozycje w pracy oraz zarobki. Jak sie okazuje - poniewaz szkola dostaje wyzsze dotacje za dzieci imigrantow do trzeciego pokolenia. Kiedy dziecko do poszkolnej chodzic bedzie oraz numer telefonu obojga rodzicow jakos juz nie sa na tyle interesujace. Brzydkie slowa cisnely mi sie na usta przy wypelnianiu, ale jesli sie nie pracuje na pol etatu to sie nie marudzi. Belgijski system przewiduje bowiem koniec szkoly o godzinie 16, podczas gdy dzien pracy przecietnego doroslego konczy sie o 17ej. W srody szkola zamyka sie o 11.40 a w piatki o 15.30. Oprocz tego 2 razy w semestrze szkola zamyka podwoje na jeden dzien pedagogiczny, oraz dwa razy ma swieto lokalne, ktore im przysluguje w kazdym regionie kraju i nikt nie wie co to tak doprawdy za swieto i z jakiej tak w ogole paki? W tygodniu z 1/11 dzieci maja tydzien wolnego, w grudniu 3 tygodnie, potem dwa tygodnie ferii zimowych oraz dwa tygodnie przerwy wielkanocnej. Przecietny dorosly ma 20 dni urlopu.

Pociecha trafila do jedynej szkoly w miescie z poszkolna do 18.15. Pozostale zamykaja sie o 17.15, max o 18ej. Aminski pracuje do 18.30, wiec ja musze wyjsc z domu najpozniej o 7.30, zeby zdazyc wieczorem te 40 km dojechac. Za poszkolna placimy od kazdych rozpoczetych 30 minut. w ogole nie czuje sie zestresowana.
Ponadto w rezultacie powyzszej polityki formularzowej 3go wrzesnia nikt nie potrafil nam powiedziec, czy nasze dziecko w ogole cos jadlo, bo nie wiedzieli, czy nie potrzebuje kanapek do poszkolnej, wiec jej ich nie dali. To, ze o schemacie odwiedzin w poszkolnej oraz posilkach informowalismy zarzad szkoly, wychowawczynie oraz przedstawicielki poszkolnej nikogo nie wzruszylo. Takich rzeczy nikt nie slucha, bo po to wypelnia sie formularz w pierwszy dzien szkoly. Wieczorem.
Czyli pierwszego dnia szkoly 2,5letnie dzieci rzucone w rozryczana zgraje obcych dzieciakow, pozostawione w nowym miejscu, z nowa opiekunka i z nowymi nieznanymi i nie do konca zrozumialymi regulami maja sobie jakos poradzic. Jeszcze nigdy nie bylam tak wdzieczna tym na gorze, za moje samodzielne i roztropne dziecko, ktore nas ostatecznie poinformowalo, ze wyje nie z glodu, tylko dlatego, ze obiecalo zjesc grzecznie kanapki a nie zjadlo. A co jadlas? Pire z pieczenia.

Wednesday 8 August 2012

Kochanie, wat is er met your lips?

Mial byc koment u Kaczki, ale wyszedl tak dlugi, ze przerzucam to tutaj.

Szczerze Kaczke podziwiam. Uczenie jezyka ojczystego w nieojczystym otoczeniu naprawde nie jest latwe, z czego wiele osob nie zdaje sobie sprawy. Wymaga niesamowitej dyscypliny, wytrwalosci i umiejetnosci podejscia do dziecka, tak zeby mu przystepnie wytlumaczyc, dlaczego mama na kota mowi "kot", tato "kat", a sasiad "cat". (Mama mowi tez na kota "idz stad ty chol...ro", ale nie schodzmy z watku glownego).
Poniewaz w Polsce niemalze codziennie bylam przebijana oskarzycielskimi spojrzeniami ze strony rodziny, znajomych i obcych na ulicy, czuje sie zaadresowana kiedy pada pytanie: "Dlaczego nie?" Dlaczego inni nie? Nie wiem. Kazdy ma wolnosc wyboru. Jednym sie nie chce, innym moze niepotrzebne. Ja wiem (czesciowo) dlaczego ja nie.
Po pierwsze - jakos lubie zeby Aminski wiedzial o czym naszemu dziecku opowiadam (I co? Nie umyl tatus talerzy? Oj, nie umyl.. A fuj, tatus.).
Po drugie - poza mna, moje dzieci polskiego nie uslysza od niemal nikogo. Tutaj polskich znajomych nie mamy, a w mojej rodzinie kazdy sie posluguje innym jezykiem, wiec jakos motywacja mi opadla.
Po trzecie - Zarowno ja, jak i Aminski wychowani bylismy dwujezycznie. Miedzy soba rozmawiamy w jeszcze innym, piatym jezyku. Zeby nie robic dzieciom z mozgu jajecznicy trzeba bylo podjac decyzje.
Po czwarte - "czystego" podzialu jezykow jakiego bylismy nauczeni w domu (Aminskiego ojciec mowil tylko po francusku. Cala reszta otoczenia mowila po francusku jezeli uczestniczyl w rozmowie, po niderlandzku jezeli nie. U mnie w domu mowilo sie po ukrainsku. Poza domem po polsku.) swoim dzieciom nie mozemy zapewnic. Mama do kazdego mowi w innym jezyku. Tato mniej wiecej tez.

Z niezrozumialego tez powodu do kilkutygodniowej Pociechy mowilam po niderlandzku nawet jesli bylysmy same, mimo faktu, ze w tym okresie zdanie podrzednie zlozone w jezyku czekoladowcow, bylo dla mnie koszmarnym wygibasem lingwistycznym.

To wszystko jakos sie nalozylo i wyszlo naturalnie.

Czytam dzieciom "Rzepke" i "Lokomotywe", bo uwazam, ze to swietne utwory dla dzieci i przez sentyment z dziecinstwa, a nie z checi kultywowania jezyka. Mowie do nich w takim jezyku w jakim w danym momencie czuje i moge wyrazic sie najlepiej.

Czy sa wady? Oczywiscie! Dziesiatki!

Pociecha tworzy najwymyslniejsze zbitki slow, polglosek i zwrotow, ale wierze, ze jak podrosnie to sobie to pouklada.
Do nauki polszczyzny przyklada sie Aminski, wiec po drodze do domu mijamy kozas, krowas, konias i sciskamy mocno nasze misius.
I oczywiscie: Rodzina sie na mnie obraza.

No coz. Jak dorosna to sobie pirogi i pifo w Polsce zamowic beda umialy, a na razie jakos dogaduja sie ze wszystkimi, bez wzgledu na jezyk. I mam nadzieje, ze tej umiejetnosci nigdy nie zatraca.

Saturday 4 August 2012

Ze slowianskich wojazy

Z wizyty w Polsce dowiedzielismy sie, ze uprzejmosc kosztuje. Mniej wiecej tyle co Vuitton na ladzie, albo stanowcze tupanie Louboutinem. Bez tego, to niech Pani usiadzie, przymknie sie i dzieci uwiaze.
Elastycznosc myslenia tez w cenie. Chociaz w sumie nie, bo w bankach i innych urzedach takowej wrecz brak.
Dobrze, ze chociaz autostrady.
***

Z pelnych zdan po polsku Pociecha najlepiej zna "Ja Ci zaraz dam!", nic wiec dziwnego, ze od czasu do czasu dochodzilo do nieporozumien:
4 letnia kuzynka probuje rozwiazac spor dyplomatycznie:
K: Ja Ci dam pilke, jak sie bedziesz razem ze mna bawic.
Pociecha nie bardzo kuma druga czesc zdania, wiec rzuca sie z rykiem:
P:"Nie 'ja ci dam'!
K: Ale ja ci dam, jak sie bedziesz razem ze mna..
P: NIE 'ja ci dam'
K: Ale ja ci dam
P: NIE JA CI DAM!!!!!!!!! Maaaaaaaaaaaaaaaaaaaaamooooooooooooo



Sunday 8 July 2012

Na roli

Przydomowa fauna i flora okazuja sie bardzo zajmujace. Mozna niemal rzec, ze czujemy sie farmerami.
Kot sasiadow zawladnal domostwem, dziecmi i mezem. Sypia w poscielach, jada ze stolu (NA stole!), probuje upolowac nasze rybki, a wieczorami zalega na mezowych kolanach mruczac doglosnie.Przy okazji: doswiadczenia z kotami nie mam, wiec moze ktos mi powiedziec czy to jest normalne, ze kot kladzie sie miedzy nami na plecach i podnosi glowe, zeby ogladac telewizje????? Wyglada nienormalnie.
Sasiadka przelotnie zapytala, co kot robi u nas. 'Sam przychodzi' odrzekl maz, konczac rozmowe.
W miedzyczasie flora tez dala czadu, kiedy to moja rukola okazala sie fiolkiem afrykanskim, czy czyms w tym stylu. Oficjalnie oglaszam, ze fiolki afrykanskie czy cos w tym stylu sa jadalne. Zanim fiolek pokazal kwiatki zdazylam zrobic ze dwie salatki.
Skoro jestesmy przy florze - dzieki fantazyjnej metodzie siewu stosowanej przez malzonka (ziarnem w chwasty) nakarmilam kury mlodymi porami.
A kury jak to kury - wszystko maja w kuprze i dostarczaja jajo dziennie. Oaza normalnosci w tym wariatkowie.

Sunday 24 June 2012

O kielbasianych dloniach i cebulowych kwiatkach

Ze za Pociecha o dloniach pachnacych kielbaska biegaja wszystkie koty i psy w okolicy jakos mnie nigdy nie dziwilo. To ze poslusznie wykonuja wszystkie jej polecenia tez mi nie dawalo do myslenia. Ale ze kurczaki odpowiadaja na "Kurczak! Chodz sie troche wody napic! Dosyc! Zrob miejsce dla drugiego" i biegaja wokol niej jak tresowane pudelki to juz mnie o opadnieta szczeke przyprawilo.

Oprocz kurczakow i kradzionego kota mam tez od niedawna oryginalna ozdobe. Stawik nie do wywalenia Aminski zarzucil gruzem, przysypal ziemia i zasadzil kwiatki. Co za kwiatki - pozostalo tajemnica, poniewaz Aminski nie przywiazuje wagi do szczegolow. Kilka tygodni temu przyjechala w odwiedziny ciotka-ogrodniczka. Minela stawik i rzekla z zaciekawieniem, "A po co Ci tyle cebuli?" Kwiatki... Na ozdobe cebuli ciotka posadzila wzdluz krawedzi salate i poprzetykala rukola. Mysle, ze zglosze sie do konkursu na najpiekniejszy ogrodek w wiosce. Jesli jury ominie wzrokiem uschniete bambusowe badyle na pewno dostane przynajmniej wyroznienie za oryginalnosc.

Sunday 17 June 2012

Ukradlismy kota

Calkiem niechcacy i wrecz zupelnie nam nie na reke podkradlismy sasiadom kota. Sasiedzi w domu sporo nie bywaja. Na tyle sporo, ze nawet kot juz chyba mial dosc. A Aminski duzo griluje. I to w ilosciach takich na pol armii. Kurczakow zaprzysiagl sobie miesem karmic nie bedzie, wiec jakby nie bylo dostaje sie kotu. Kot poczul sie zaproszony do naszego zycia rodzinnego i w gorace wieczory, kiedy nieopatrznie zostawimy uchylone drzwi wskakuje nam znienacka na plecy, przylaczajac sie do przytulania na tapczanie. Albo odzywa sie dzwiecznym MIAU (jestem!) kiedy o 2giej w nocy otwieram lodowke, zeby Pociesze podac jogurt (nie pytajcie). Jakby tego bylo malo - jego ulubionym siedziskiem jest lozko Pociechy, a pozycje numer dwa zajmuje dywanik pod naszym lozkiem. Poza tym kot jak to kot, cichy jest jak skradajaca sie ninja, wiec 20 razy dziennie przyprawia mnie o zawal serca.
7letnia sasiadka rowniez nie wyraza radosci z faktu, iz kot sie wypial. "Moj kot!" krzyczy sasiadka. "Moj kot!" odkrzykuje Pociecha wymachujac kabanosem. Kot trwa jak posag po naszej stronie plotu.

Thursday 14 June 2012

Lato, lato, oooooo...

 Odbija mi sie czkawka tryb zycia z ostatnich miesiecy. Jem za troje, spie na biurku, bredze od rzeczy (chociaz to ostanie to chyba nic nowego). Odliczam do wakacji. Nie jestem tylko pewna czy wakacjami mozna nazwac przejazdzke przez pol Europy z dwojka nieletnich w samochodzie. Nic to, nic to, co nas nie zabije to nas wzmocni. W planach mur berlinski i park dinozaurow. I chrzest. Z lekkim poslizgiem, ale zawsze. Noclegi powrotne zupelnie nielogiczne. Slowacja - Krakow - Wroclaw - dom. Co mysmy pili przy tym planowaniu? Suma sumarum - jak dla nas to juz lato.

Zejdz mi z drogi, bo kogos zaraz rozwalkuje

Tak to juz w przyrodzie jest, ze jak sie trafi zaraza to wszystko jest zle. Kubek z kawa mi podajesz niewlasciwa strona. I czemu mi robisz z serem kanapke? Czy ja powiedzialam, ze chce z serem? Nie chce sera!!! I grzebiesz sie okrutnie. I przestan mnie popedzac, bo ci przyloze. I za bardzo zarzucasz na zakretach i wleczesz sie okrutnie tez. I zaraz cie tu chyba zamorduje, bo papierek po wafelku lezy na stole. I spac pojdziesz na pewno o niewlasciwej porze. Niewazne o ktorej, o niewlasciwej. I tylek ci zachodzi o dwa centymetry za bardzo na moja czesc lozka. I czemu sie tak odsuwasz? Przeciez wiesz, ze mi zimno jak sie odsuwasz! I grubo wygladam i grubo sie czuje, co z tego, ze wszystko ze mnie spada - jestem OLBRZYMIA.  I jakim cudem ty mnie jeszcze kochasz po trzech dniach takiego terroru, skoro ja mam problemy z kochaniem samej siebie w takim stanie.

Wednesday 30 May 2012

Klasa na obcasach

Zeby zablysnac klasa i trzema dychami poszla Lou do pracy na niebotycznych obcasach. Dopoki praca obejmowala siedzenie za biurkiem i rozsylanie usmiechow wszystko szlo swietnie. Ale oczywiscie los nigdy nie byl Lou zbytnio przychylny, wiec dostarczyl dwie polskie ciezarowki, ktore sie rozlozyly na lopatki. Okazuje sie wiec, ze sandalki na niebotycznych obcasach pozostawiaja ciecia niczym skalpelem, jesli przebiegnie sie w nich kilka kilometrow po betonie. Bieganie bylo konieczne, poniewaz za przewodnika sluzyl kolega, ktory nie dosc, ze zrozumienia nie mial ani krzty, to jeszcze czul sie urazony faktem, ze ze wzgledu na obuwie Lou z trudem siega jej do pepka. Staral sie wiec zwiekszyc dystans, zeby ten okrutny dysonans nie rzucal sie zbytnio w oczy. Jedyna pociecha w calej sytuacji bylo to, ze przynajmniej mase rozrywki i uciechy mieli wszyscy obecni kierowcy wozkow widlowych i chlopaki z produkcji. Jeden z polskich kierowcow zlozyl tez Lou propozycje matrymonialna. Tak na oko mial kolo 70tki, ale wielbiciel, to wielbiciel, nie?

Nie zrazona niepowodzeniem, po zaleczeniu ran, Lou zrobila drugie podejscie. Dzien przebiegl (o dziwo) spokojnie, do momentu kiedy to Lou wsiadla do samochodu z zamiarem powrotu do domu. Samochod nie wydal ani dzwieku, co wyjasnily wlaczone nadal swiatla. Jak sie okazuje 10 godzin na wlaczonych swiatlach wysysaja ostatnie resztki zycia z kazdej baterii. Ze wzgledu na pozna godzine w firmie obecni byli juz tylko wyzsi stopniem szefowie i druga zmiana robotnikow na fabryce. Na widok Lou pchajacej samochod w niebotycznych czerwonych szpilkach, zarowno jedni jak i drudzy poczuli sie co najmniej rycerzami na bialych rumakach, poniewaz parking poniekad pustej firmy zapelnil sie w 10 minut chetnymi do pomocy kolegami. Reka drgnela Lou tylko raz w kierunku aparatu na widok CEO w garniturze starajacego sie wraz z dwoma wozkowymi wystartowac jej przestarzaly wrak  na pych. Po krotkim namysle wizja bezrobocia zwyciezyla nad wizja fotki jednej na milion.
Godzine pozniej po setkach bezskutecznych zabiegow, jeden z kolegow machnal grzywka w strone zaparkowanych przy ulicy ciezarowek, stwierdzajac "Kurcze, ci goscie to zawsze maja przy sobie kable".
Tajemnica pozostaje jakim cudem umknely Lou dwa wielkie tiry zaparkowane 10 metrow dalej, z dwoma rozbawionymi kierowcami przygladajacymi sie akrobacjom wozkowych i szefow (w miedzyczasie do grupy doszedl tez szef calego koncernu, wzmagajac w Lou poczucie, ze jak nic, gdzies za rogiem czai sie telewizja z ukryta kamera...). Na plandekach blyszczaly krowia czcionka LOGISTYKA I TRANSPORT. Rozbawienie kierowcow siegnelo zenitu, kiedy to Lou przewlokla sie na druga strone ulicy i w ojczystym jezyku poprosila o zestaw kabli (oczywiscie mieli dwa).
Jak na chwile obecna Lou jest pewna tylko dwoch rzeczy. Za nic na swiecie nie idzie jutro do pracy. Oraz ze wysokie obcasy sciagaja polskich kierowcow ciezarowek. Parami.

Tuesday 29 May 2012

Punkt widzenia

Na quick zarciu u wujka Donalda:
Maz: Popatrz kochanie, Pociecha dostala opaske ninja.
Zona: Smiem watpic, ze w zestawy dla dziewczynek wkladaja opaski ninja...
M: A nie popatrz, to bicz.
Z: Albo wstazka do gimnastyki artystycznej?
M: Aaaaa... to by wyjasnialo ta ilosc rozowego...

M: Ludzie, znowu siedzisz godzine w lazience.
Z: Jaka godzine, nie wiecej niz pol.
M: trzy kwadranse jak nic..
Z: Przyznam sie do 35 minut, ale uprzatnelam Twoje pobojowisko i nastawilam pralke za co nalezy mi sie dodatkowe 10 minut.

M: Ja tego nie rozumiem. Po co ci kolejne buty???
Z: Ja tez nie rozumiem po co ci kolejna gra komputerowa, a sie nie czepiam. Za bardzo.

Wednesday 16 May 2012

Wiek rozumu. Podobno.

W pracy: kolezanka z naprzeciwka jak zegarynka pilnuje przerw na obiad i juz za 5 stoi z torebka w rece gotowa do wyjscia. W przerwach od przerw narzeka na nawal pracy i na to, ze sobie nie radzi. To, ze ja siedze z kanapka nad klawiatura i wychodze dzien w dzien co najmniej pol godziny pozniej niz powinnam jakos jej umyka. Najwidoczniej. Dzis zaproponowala, zebym przejela od niej czesc klientow, bo ona sie przepracowuje. To, ze nie dostala zszywaczem po twarzy to tylko zasluga spanikowanego wzroku szefowej, ktora mnie az za dobrze zna. Na moja pocieche szef i szefowa po mojej stronie, wazny projekt w rekach i klienci z reki jedza. W poniedzialek Runda Druga.

W domu: Niagara w lazience (dzieci wyszly z kapieli), Sahara w korytarzu (z pylu po tynkowaniu, ale zawsze) i Mont Everest obok deski do prasowania. Malowanie, sprzatanie, przerzucanie gruzu, przerzucanie prania i teskny wzrok na moja odlegla, wystygla, osamotniona kanape. Rzut oka na odmalowany i odgruzowany korytarz i juz chce, zeby wszystko tak. Ruszam do pracy.

W zyciu: mokre calusy Pociecha po przebudzeniu i cieple stopy zawsze goracej Pociechy, ktora przytuptala do sypialni. To cieplo to po Aminskim, ktory grzeje jak piecyk elektryczny niezmiennie noc w noc. Aminski nadal sie gniewa o krotka czupryne. Zaden argument nie koi jego zranionych uczuc. Bo zona powinna miec warkocz do pasa i 40 cm na raz bez uprzedzenia przyprawilo go niemal o zawal serca. Na dole robie kanapki, bo te od mamy lepsze. Bez skorki i z gruba warstwa twarozku. Glosne i melodyjne DADAdadaDADAdadaDADA za plecami informuje, ze Pociech tez zada kanapki i wiem, ze jak sie odwroce zobacze dwa palce wskazujace desperacko wyciagniete w strone stolu. DADAdadadaDADA w strone szklanki mleka. DA! DA! = Wez mnie na rece. I "Mamo, ty mnie ubierz. Tak samo jak siebie". Pociecha maluje ukradkiem usta (i pol twarzy) moja szminka i 'psik psika' moja perfuma.
Dwoje sie i troje. Aminski podaje kawe, ktora ostygnie pozniej na stole, bo czasu brak, zeby wypic. Tysiac calusow na pozegnanie. Jakbysmy sie wszyscy zegnali na miesiac, a nie na kilka godzin. Wsamochodzie do domu epopeja o jej dniu. Kto kogo popchnal i kto ile zjadl i ile spal i kogo ugryzl i co narysowal. Jak katarynka. Jak mamusia za mlodu. Pociech robi za tlo przyciszonym mamamapapamammampapapapa, ktore kilka godzin pozniej pomoze mu zasnac. Przed zasnieciem czytamy o smokach i ksiezniczkach, o dinozaurach i alfabecie. Pociecha wytrwale probuje napisac MAMA. Cala malowanka w zygzakach niebieskim tuszem. A gdy zgasnie swiatlo musze jeszcze zaspiewac jak bardzo ja kocham.
Jak ja ich kocham.

Loulou z szabelka w dloni stoi gotowa na trzecia dyche.

Monday 7 May 2012

O Lou powstalej z gruzu i tynku.

O- i inne -nety mnie doprowadzaly do bialej goraczki juz od jakiegos czasu i nadszedl moment, kiedy moja (watpliwych rozmiarow) cierpliwosc sie wyczerpala. Jak sie pisze posty o wpol do 12ej w nocy kosztem drogocennego snu, to sie nie ma czasu 15 razy ladowac tej samej strony. Baj baj wiec necie i witaj blogerze.

W miedzyczasie powoli otrzepujemy sie z gruzu i tynku. Nawet farbe tu i owdzie udalo sie juz zmyc. Jeszcze mi sie wydaje, ze snie. Z drugiej strony marzy mi sie pelne 8 godzin snu, manicure i fryzjer. Taki fryzjer co tynk z wlosow potrafi dobrze wyczesac, bo jak na razie to me loki zostaja w takiej pozycji w jakiej je postawie. (Czytaj: jesli nieopatrznie zdmuchne grzywke z oczu to otrzymuje efekt pawiego ogonu nad czolem). Dama z klasa i farba na paznokciach (café au lait - niemalze moze robic za lakier Chanela).
W miedzyczasie Pociecha lsni codziennie bialymi posladkami, poniewaz schodzenie po schodach na zadku nagle jest bardzo zabawne. Pociech na szczescie jeszcze sie schodow nie tyka, ogranicza sie do lizania pedzli i machaniem szpachla do tynku kolo swoich pieknych oczu.
Jeszcze tydzien... jeszcze tydzien i koniec. Przynajmniej do czerwca.