Wednesday 8 August 2012

Kochanie, wat is er met your lips?

Mial byc koment u Kaczki, ale wyszedl tak dlugi, ze przerzucam to tutaj.

Szczerze Kaczke podziwiam. Uczenie jezyka ojczystego w nieojczystym otoczeniu naprawde nie jest latwe, z czego wiele osob nie zdaje sobie sprawy. Wymaga niesamowitej dyscypliny, wytrwalosci i umiejetnosci podejscia do dziecka, tak zeby mu przystepnie wytlumaczyc, dlaczego mama na kota mowi "kot", tato "kat", a sasiad "cat". (Mama mowi tez na kota "idz stad ty chol...ro", ale nie schodzmy z watku glownego).
Poniewaz w Polsce niemalze codziennie bylam przebijana oskarzycielskimi spojrzeniami ze strony rodziny, znajomych i obcych na ulicy, czuje sie zaadresowana kiedy pada pytanie: "Dlaczego nie?" Dlaczego inni nie? Nie wiem. Kazdy ma wolnosc wyboru. Jednym sie nie chce, innym moze niepotrzebne. Ja wiem (czesciowo) dlaczego ja nie.
Po pierwsze - jakos lubie zeby Aminski wiedzial o czym naszemu dziecku opowiadam (I co? Nie umyl tatus talerzy? Oj, nie umyl.. A fuj, tatus.).
Po drugie - poza mna, moje dzieci polskiego nie uslysza od niemal nikogo. Tutaj polskich znajomych nie mamy, a w mojej rodzinie kazdy sie posluguje innym jezykiem, wiec jakos motywacja mi opadla.
Po trzecie - Zarowno ja, jak i Aminski wychowani bylismy dwujezycznie. Miedzy soba rozmawiamy w jeszcze innym, piatym jezyku. Zeby nie robic dzieciom z mozgu jajecznicy trzeba bylo podjac decyzje.
Po czwarte - "czystego" podzialu jezykow jakiego bylismy nauczeni w domu (Aminskiego ojciec mowil tylko po francusku. Cala reszta otoczenia mowila po francusku jezeli uczestniczyl w rozmowie, po niderlandzku jezeli nie. U mnie w domu mowilo sie po ukrainsku. Poza domem po polsku.) swoim dzieciom nie mozemy zapewnic. Mama do kazdego mowi w innym jezyku. Tato mniej wiecej tez.

Z niezrozumialego tez powodu do kilkutygodniowej Pociechy mowilam po niderlandzku nawet jesli bylysmy same, mimo faktu, ze w tym okresie zdanie podrzednie zlozone w jezyku czekoladowcow, bylo dla mnie koszmarnym wygibasem lingwistycznym.

To wszystko jakos sie nalozylo i wyszlo naturalnie.

Czytam dzieciom "Rzepke" i "Lokomotywe", bo uwazam, ze to swietne utwory dla dzieci i przez sentyment z dziecinstwa, a nie z checi kultywowania jezyka. Mowie do nich w takim jezyku w jakim w danym momencie czuje i moge wyrazic sie najlepiej.

Czy sa wady? Oczywiscie! Dziesiatki!

Pociecha tworzy najwymyslniejsze zbitki slow, polglosek i zwrotow, ale wierze, ze jak podrosnie to sobie to pouklada.
Do nauki polszczyzny przyklada sie Aminski, wiec po drodze do domu mijamy kozas, krowas, konias i sciskamy mocno nasze misius.
I oczywiscie: Rodzina sie na mnie obraza.

No coz. Jak dorosna to sobie pirogi i pifo w Polsce zamowic beda umialy, a na razie jakos dogaduja sie ze wszystkimi, bez wzgledu na jezyk. I mam nadzieje, ze tej umiejetnosci nigdy nie zatraca.

Saturday 4 August 2012

Ze slowianskich wojazy

Z wizyty w Polsce dowiedzielismy sie, ze uprzejmosc kosztuje. Mniej wiecej tyle co Vuitton na ladzie, albo stanowcze tupanie Louboutinem. Bez tego, to niech Pani usiadzie, przymknie sie i dzieci uwiaze.
Elastycznosc myslenia tez w cenie. Chociaz w sumie nie, bo w bankach i innych urzedach takowej wrecz brak.
Dobrze, ze chociaz autostrady.
***

Z pelnych zdan po polsku Pociecha najlepiej zna "Ja Ci zaraz dam!", nic wiec dziwnego, ze od czasu do czasu dochodzilo do nieporozumien:
4 letnia kuzynka probuje rozwiazac spor dyplomatycznie:
K: Ja Ci dam pilke, jak sie bedziesz razem ze mna bawic.
Pociecha nie bardzo kuma druga czesc zdania, wiec rzuca sie z rykiem:
P:"Nie 'ja ci dam'!
K: Ale ja ci dam, jak sie bedziesz razem ze mna..
P: NIE 'ja ci dam'
K: Ale ja ci dam
P: NIE JA CI DAM!!!!!!!!! Maaaaaaaaaaaaaaaaaaaaamooooooooooooo