Thursday 29 November 2012

O Swietym co przybyl 3 razy

Swiety przybyl. Raz lodka, raz koniem, raz helikopterem. Pociecha zaczyna sie glosno zastanawiac ile razy jeszcze bedzie przybywal zanim dojdzie do naszego domu. Ja zmieniam sie w mokra plame na podlodze kiedy widze ja z oczetami jak 5 zlotych i otwarta buzke wpatrujaca sie z niedowierzaniem i zachwytem jazdemu nowoprzybywajacemu swietemu. Pociech tak emocjonalny nie jest. Podczas gdy Swiety opowiada jak to naplywaja masy listow, Pociech za jego plecami hakuje mu komputer, zaglada pod szate oraz domaga sie uwagi ciagnac za brode. Koszmar kazdego Mikolaja. 

Skoro wiec juz Swiety przybyl ta lodzia (!) z Hiszpanii (!) ze swoim pomocnikiem niesfornym Czarnym Piotrem (!!) i przemierza kraj wzdluz i wszerz, czas poustawiac buty z marchewka dla konia (kraj wzdluz i wszerz Swiety przemierza na bialym koniu...) oraz rysunkiem dla Swietego, a moze rano beda wypelnione ciasteczkami-literkami (Nic Nac), czekoladowymi Piotrami i marcepanowymi marchewkami.
Mikolajki po belgijsku.




***

"Aneeeeta, co robisz?" rzekla Pociecha wchodzac do lazienki. 
Rownie dobrze mogl mnie trzepnac prad z trzymanej w reku suszarki. 

***

"Boek! Boek!" biega za mna Pociech z tomami w reku. O przerazajacych dinozaurach, od ktorych Pociech cofa sie kilka krokow, kiedy otwieram pierwsza strone (ale wola "jeszcze, jeszcze! jak tylko ja zamkne). O Myszce, ktora tak jak Pociech wszedzie nosi swoja Pande. O zwierzatkach, o koparkach, o strazakach. O Bumbie! Na kanapie, na podlodze, na lozku, pod stolem, przy stole, przy przewijaniu, przy jedzeniu. Pociech czyta namietnie dzien i noc. 17 miesiecy zagorzalego mola ksiazkowego, ktory zaglada nawet do mojego Pratchetta (przeciez tam nie ma obrazkow!). I niech ktos mi powie, ze milosci do ksiazek nie da sie zaszczepic.



Friday 2 November 2012

Karuzela

Czuje sie jak chomik na kolowrotku. Otwarte drzwi u Aminskiego pozostaja otwarte w dni robocze, swiateczne i weekend. W pracy rewolucja, bo odpala nowy program i cala firma zaciska kciuki, zeby nam sie system nie spalil. Jak sie spali, to przynajmniej dotknie mnie techniczne bezrobocie i moze sie w koncu wyspie.

W miedzyczasie Pociecha, oszczedzajac ojcu tour Czekolandia o poranku, spedza wakacje straszac sasiadow u dziadkow w wiedzminowym przebraniu. W krotkich chwilach w domu przydreptuje o 4ej na ranem wciskajac zimne stopy miedzy rodzicow i tlumaczac "duchy nie istnieja, ale przespie sie tutaj".

Pociech korzysta z cennych chwil bycia jedynakiem i owija mnie wokol malego paluszka u stopy. Jak juz mnie zupelnie rozmiekczy to pojdzie i cos zbroi po czym zaprezentuje dumnie i z usmiechem pozwalajacym na policzenie uzebienia.

7 dni i dlugi weekend. I wspolne sniadania i spacery (w deszczu) i Mikolaj przybywajacy lodka z Hiszpanii.