Skoro wiec juz Swiety przybyl ta lodzia (!) z Hiszpanii (!) ze swoim pomocnikiem niesfornym Czarnym Piotrem (!!) i przemierza kraj wzdluz i wszerz, czas poustawiac buty z marchewka dla konia (kraj wzdluz i wszerz Swiety przemierza na bialym koniu...) oraz rysunkiem dla Swietego, a moze rano beda wypelnione ciasteczkami-literkami (Nic Nac), czekoladowymi Piotrami i marcepanowymi marchewkami.
Mikolajki po belgijsku.
***
"Aneeeeta, co robisz?" rzekla Pociecha wchodzac do lazienki.
Rownie dobrze mogl mnie trzepnac prad z trzymanej w reku suszarki.
***
"Boek! Boek!" biega za mna Pociech z tomami w reku. O przerazajacych dinozaurach, od ktorych Pociech cofa sie kilka krokow, kiedy otwieram pierwsza strone (ale wola "jeszcze, jeszcze! jak tylko ja zamkne). O Myszce, ktora tak jak Pociech wszedzie nosi swoja Pande. O zwierzatkach, o koparkach, o strazakach. O Bumbie! Na kanapie, na podlodze, na lozku, pod stolem, przy stole, przy przewijaniu, przy jedzeniu. Pociech czyta namietnie dzien i noc. 17 miesiecy zagorzalego mola ksiazkowego, ktory zaglada nawet do mojego Pratchetta (przeciez tam nie ma obrazkow!). I niech ktos mi powie, ze milosci do ksiazek nie da sie zaszczepic.