Saturday 5 January 2013

Z uklonami dla Krolowej

Dalam rade! Dalam rade! Nie zgubilam dzieci, nie okradli mnie (poza urzedasami z Eurostara, ktorzy okradli mnie z 80 funtow za miejscowke dla Pociecha grozac wizja Sylwestra na St. Pancras), Pociech niczego nie podpalil (aczkolwiek odbezpieczyl jedna gasnice), Pociecha nikomu jedzenia z gardla nie wyrwala (to ze Kaczka faszerowala ja czekoladkami, ciasteczkami, muffinami, parowkami i serkami homogenizowanymi mialo na ten fakt zapewne niejaki wplyw).
Ku mojemu zaskoczeniu nie pozostala mi po wyjezdzie zadna trauma, a jedynie przyjemne wspomnienia. Z trauma pozostaly kuzynki, ktore ciagaly wozek z Pociechem aka Pasza Euston Square w gore i dol NIEruchomych schodow, podazajac za policja, ktora wsadzila nas w koncu w niewlasciwe pociag. Mielismy zwiedzanie Tube wieczorowa pora, z racji iz zamknieta glowna (i mnie bardzo potrzebna) linie metra. Na trase opisana na necie jako polgodzinna, stracilysmy  poltora.
Dalej poszlo juz z platka. Pociech najadl sie w Macu frytek z podlogi, oblal pol wagonu czekoladowym mlekiem i uparcie probowal uciec na kazdej stacji. Pociecha wytapetowala wagon okruszkami chrupkow i urzadzila pokaz gimnastyki skaczac do Ganga stajl we wlasnym wykonaniu po siedzeniach.
Z drgajaca powieki pozostawilismy Norweskiego, ktorego najpierw zabila poranna pobudka, a nastepnie nadmiar energii do zuzycia nafaszerowanych czekoladowymi buleczkami z parowkami dzieci. Utrzymujacy sie nadmiar energii wykanczal Norweskiego codziennie w godzinach popoludniowych. Przepustka na drzemke byla jednak miernym aktem litosci, poniewaz przebiegle Pociechy jak charty wyczuwaly pod ktora sciana spi Fujek i obieraly ja sobie jako cel do pukania, stukania oraz glosnych okrzykow w strone kontaktow.

Dzieciaki wymienily sie tez doswiadczeniami i tak to Pociecha nauczyla Dynie jak ulzyc pechcerzowi w szczerym polu i dokladnie zanotowala przepis na zupe marchewkowa ze Smarties oraz fakt, ze nie zasypia sie bez przynajmniej 10osobowej pluszowej obsady w lozku. Prawie nam pluszakow zabraklo w domu.

A Kaczka jak to Kaczka. Spokojnie, bez stresu wyciagala kolejne ciasta, zapiekanki, faszerowane kaczki i pyszne strucle karmiac nas do oporu i ignorujac fakt, ze moje dziatki demoluja jej domostwo.

Tesknim juz okrutnie, wiec czekamy na rewanz.

PS. Po porownaniu doswiadczen w Lille i Londynie, nigdy przenigdy nie wybiore sie w taka podroz do Francji, gdzie najwidoczniej matka z wozkiem i tobolami to frajer, ktorego mozna latwo wyprzedzic w kolejce, uprzedzic w pociagu i udawac slepego kiedy frajerka szarpie sie z wozkiem na schodach. Za to Brytyjczycy - prawdziwi dzentelmeni. Wagon czekoladek im za to.