Monday 7 May 2012

O Lou powstalej z gruzu i tynku.

O- i inne -nety mnie doprowadzaly do bialej goraczki juz od jakiegos czasu i nadszedl moment, kiedy moja (watpliwych rozmiarow) cierpliwosc sie wyczerpala. Jak sie pisze posty o wpol do 12ej w nocy kosztem drogocennego snu, to sie nie ma czasu 15 razy ladowac tej samej strony. Baj baj wiec necie i witaj blogerze.

W miedzyczasie powoli otrzepujemy sie z gruzu i tynku. Nawet farbe tu i owdzie udalo sie juz zmyc. Jeszcze mi sie wydaje, ze snie. Z drugiej strony marzy mi sie pelne 8 godzin snu, manicure i fryzjer. Taki fryzjer co tynk z wlosow potrafi dobrze wyczesac, bo jak na razie to me loki zostaja w takiej pozycji w jakiej je postawie. (Czytaj: jesli nieopatrznie zdmuchne grzywke z oczu to otrzymuje efekt pawiego ogonu nad czolem). Dama z klasa i farba na paznokciach (café au lait - niemalze moze robic za lakier Chanela).
W miedzyczasie Pociecha lsni codziennie bialymi posladkami, poniewaz schodzenie po schodach na zadku nagle jest bardzo zabawne. Pociech na szczescie jeszcze sie schodow nie tyka, ogranicza sie do lizania pedzli i machaniem szpachla do tynku kolo swoich pieknych oczu.
Jeszcze tydzien... jeszcze tydzien i koniec. Przynajmniej do czerwca.

No comments:

Post a Comment