Wednesday 16 May 2012

Wiek rozumu. Podobno.

W pracy: kolezanka z naprzeciwka jak zegarynka pilnuje przerw na obiad i juz za 5 stoi z torebka w rece gotowa do wyjscia. W przerwach od przerw narzeka na nawal pracy i na to, ze sobie nie radzi. To, ze ja siedze z kanapka nad klawiatura i wychodze dzien w dzien co najmniej pol godziny pozniej niz powinnam jakos jej umyka. Najwidoczniej. Dzis zaproponowala, zebym przejela od niej czesc klientow, bo ona sie przepracowuje. To, ze nie dostala zszywaczem po twarzy to tylko zasluga spanikowanego wzroku szefowej, ktora mnie az za dobrze zna. Na moja pocieche szef i szefowa po mojej stronie, wazny projekt w rekach i klienci z reki jedza. W poniedzialek Runda Druga.

W domu: Niagara w lazience (dzieci wyszly z kapieli), Sahara w korytarzu (z pylu po tynkowaniu, ale zawsze) i Mont Everest obok deski do prasowania. Malowanie, sprzatanie, przerzucanie gruzu, przerzucanie prania i teskny wzrok na moja odlegla, wystygla, osamotniona kanape. Rzut oka na odmalowany i odgruzowany korytarz i juz chce, zeby wszystko tak. Ruszam do pracy.

W zyciu: mokre calusy Pociecha po przebudzeniu i cieple stopy zawsze goracej Pociechy, ktora przytuptala do sypialni. To cieplo to po Aminskim, ktory grzeje jak piecyk elektryczny niezmiennie noc w noc. Aminski nadal sie gniewa o krotka czupryne. Zaden argument nie koi jego zranionych uczuc. Bo zona powinna miec warkocz do pasa i 40 cm na raz bez uprzedzenia przyprawilo go niemal o zawal serca. Na dole robie kanapki, bo te od mamy lepsze. Bez skorki i z gruba warstwa twarozku. Glosne i melodyjne DADAdadaDADAdadaDADA za plecami informuje, ze Pociech tez zada kanapki i wiem, ze jak sie odwroce zobacze dwa palce wskazujace desperacko wyciagniete w strone stolu. DADAdadadaDADA w strone szklanki mleka. DA! DA! = Wez mnie na rece. I "Mamo, ty mnie ubierz. Tak samo jak siebie". Pociecha maluje ukradkiem usta (i pol twarzy) moja szminka i 'psik psika' moja perfuma.
Dwoje sie i troje. Aminski podaje kawe, ktora ostygnie pozniej na stole, bo czasu brak, zeby wypic. Tysiac calusow na pozegnanie. Jakbysmy sie wszyscy zegnali na miesiac, a nie na kilka godzin. Wsamochodzie do domu epopeja o jej dniu. Kto kogo popchnal i kto ile zjadl i ile spal i kogo ugryzl i co narysowal. Jak katarynka. Jak mamusia za mlodu. Pociech robi za tlo przyciszonym mamamapapamammampapapapa, ktore kilka godzin pozniej pomoze mu zasnac. Przed zasnieciem czytamy o smokach i ksiezniczkach, o dinozaurach i alfabecie. Pociecha wytrwale probuje napisac MAMA. Cala malowanka w zygzakach niebieskim tuszem. A gdy zgasnie swiatlo musze jeszcze zaspiewac jak bardzo ja kocham.
Jak ja ich kocham.

Loulou z szabelka w dloni stoi gotowa na trzecia dyche.

4 comments:

  1. Trzecia dycha najlepsza :-) Uscisk uscisk cmok cmok!
    Te szabelke to mi wbij od razu w serce. Pociecha PISZE?!

    ReplyDelete
  2. Wydawalo mi sie, ze ci odpisalam, ale mi sie najwidoczniej tylko wydawalo. Bardziej bazgroli niz pisze, ale jest nie do powstrzymania. Wrzucam fotki na FB:)

    ReplyDelete
  3. cmok! cmok! geburstag i parapetówka i hmmm blogówka w jednym!

    ReplyDelete
  4. Trafilas dobrze w dzien Hermi;)W parapetowke tez trafilas - dokladnie za tydzien, na oblanie remontow. Goraco zapraszamy:)
    Opijamy caly tydzien.Jaka szkoda, ze do pracy tez trzeba bedzie...

    ReplyDelete